Życiorys

Krzysztof Feliks Nawrocki - mój życiorys

Rodzinne tradycje, wojsko i patriotyzm

Urodziłem się 17 stycznia 1962 roku w Krotoszynie. Pochodzę z patriotycznej rodziny z Wielkopolski. Jestem synem Eugeniusza Jana Nawrockiego oraz Krystyny z Danielaków. Wychowywany byłem zarówno przez Rodziców jak i Dziadków w duchu miłości do Ojczyzny. Ochrzczony zostałem 11 lutego 1962 roku w Kościele Farnym pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela. Moi chrzestni to Roman Danielak oraz Janina Nawrocka (Ptak).

W 1966 roku, już jako ponad czterolatek brałem udział w Rodzinnym Milenijnym Zjeździe w Pleszewie z okazji 1000 lecia Państwa Polskiego oraz Chrztu Polski. To rodzinne spotkanie mimo młodego wieku, wywarło na mnie ogromne wrażenie! Na początku lat 70. ubiegłego wieku zbierałem makulaturę, aby móc wpłacić swoją symboliczną cegiełkę na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. W latach 1973 – 1977 byłem harcerzem. W tym samym okresie czasu – równolegle uczęszczałem do Społecznego Ogniska Muzycznego (SM I ST) w klasie fortepianu.

W 1981 roku zdałem maturę i ukończyłem I LO im. Hugona Kołłątaja w Krotoszynie. Początkowo chciałem zostać archeologiem (moja wielka pasja) ale musiałem i chciałem odciążyć finansowo rodziców. Niektórzy przedstawiciele rodziny chcieli, abym został księdzem. Zacząłem więc poszukiwać swojej drogi jeszcze w czasie nauki w Liceum w Krotoszynie. Uwielbiałem historię wojskowości (dzięki prof. Edwardowi Jokielowi z LO) oraz geografię. Ciekawił mnie każdy szczegół zawarty w historii, a szczególnie “ukrywana” prawda.

W tym czasie zwolniono z pracy mojego ojca Eugeniusza, po tym jak wstąpił do ruchu Solidarność. Z jednej strony patrzyłem z optymizmem na powstanie Solidarności, ale z drugiej martwiłem się o los mojej wielodzietnej rodziny. Mama sama musiała utrzymywać liczną rodzinę. Bardzo niepokoił mnie sposób traktowania przez ówczesne władze ludzi prawych i odważnych. Mama i tato zasugerowali mi wojsko. Dasz sobie radę – mówili, dlatego próbuj dostać się do szkoły oficerskiej”. Wybór padł na WSOWŁ w Zegrzu. “Pamiętaj, mówiła mama, że jeśli nie ty, to tam dostanie się ktoś inny…może nie do końca właściwy…a najważniejsza jest zawsze Ojczyzna!

Czasy faktycznie były niezwykle trudne dla losów Polski. Jednocześnie mama przywoływała mi wielokrotnie za wzór postać swojego odważnego ojca – pocztowca i harcerza Ludwika Danielaka… W kraju było bardzo niespokojnie. Kochani dziadkowie Feliks Nawrocki i Irena z Domagalskich, często wspominali o pradziadku, mądrym podnaczelniku powstańczym Janie Domagalskim (ojciec Ireny) i Jakubie Nawrocie, czyli zapomnianym dzielnym i prawym prapradziadku – powstańcu poznańskim i styczniowym Franciszku Nawrockim.

Z egzaminami, które odbyły się w Toruniu nie miałem żadnych problemów. Właściwie jak to mówią – pestka.        W komisji kwalifikacyjnej zdziwili się, że “pochodząc z tak religijnej rodziny pcham się do wojska”… Kiedy odpowiedziałem im, że “chciałbym, poznać ten zachwalany w mediach świat” – wprawiłem pułkownika kierującego komisją w spore zakłopotanie. Jeden z tych oficerów wydawał mi się od początku szczególnie inny od pozostałych… Sam do dzisiaj nie wiem, czemu mnie przyjęli. Kolega Irek wyszedł z komisji ze zwieszoną głową mówiąc, że “chyba wyrzekł się wiary”. Pocieszyłem go słowami: “Nie wyrzekłeś się Iras, bo masz Ją w sercu, skoro o tym mówisz z taką troską…

Przed stanem wojennym 1981 roku ćwiczenie za ćwiczeniem w Zegrzu, poligon Skubianka, manewry za manewrami i non stop służba!  Potem stan wojenny i niestety ja i moi koledzy nie pojechaliśmy na Święta Bożego Narodzenia! Cały czas byliśmy smutni, a nawet przygnębieni…To było dla większości z nas ogromne przeżycie! “Jaka wojna? Kto z kim ma walczyć?”  Do dzisiaj noszę przed oczami obraz klęczących matek i dziewczyn, które przyjechały w odwiedziny do kolegów 13 grudnia rano… W stanie wojennym nabawiłem się choroby. To była ciężka i odpowiedzialna służba, przynosząca wtedy wymierny spokój Polakom ale zasługa to była głównie młodych żołnierzy szeregowych i podchorążych. Wśród starej kadry były to wyjątki. Pomyślałem jednak, że po prostu się bali, bo na ogół byli życzliwi i serdeczni…
Warty w jednostce wojskowej w Siedlcach, patrole i pilnowanie obiektów jak np. dworca kolejowego, nie wyszły mi na dobre (przemarzła mi krew). Tata w końcu 1983 roku znalazł jakąś dorywczą pracę. Było im dalej bardzo ciężko…

W stanie wojennym rodzina była moją podporą, moją siłą, a szczególnie Dziadkowie, Rodzice i wujek Stanisław. Nie pasowałem do ówczesnego wojskowego otoczenia, a jednak starałem się wytrwać…
W 1983 roku rozpocząłem prace badawcze związane z moją historią rodzinną. Na przepustkach zbierałem bezcenne relacje, pisałem też
wiersze, pomagałem mamie w ogródku. Przez pracę, miłość do muzyki i poezji, chciałem zagłuszyć zło, które w Polsce panoszyło się od wielu, wielu lat…

Byłem wtedy członkiem zespołu wokalno – instrumentalnego Telefama (od 1981 roku), śpiewałem też w chórze uczelnianym oraz reprezentowałem uczelnię w drużynie piłki ręcznej (bramkarz). W 1984 roku moja wiosenna przepustka (przełożony rzekł ” no leć, odpoczywaj” a potem wyrzekł się tej zgody na wyjazd), a potem poligon w Wyszkowie. Myśleli, że wtedy mnie upokorzyli, a ja cieszyłem się, że wszyscy wreszcie zobaczyli, jaki to poniżający ludzi, zakłamany i niesprawiedliwy system mamy w Polsce i jak łatwo można zniszczyć człowieka poprzez niesprawiedliwą degradację. Zrobili sobie z tego cyrk i powszechną propagandę…Przez to jeszcze bardziej poznałem ten okrutny system zła. Zatem rodzice i dziadkowie mieli rację. W systemie PRL można było każdego upokorzyć i zastraszyć, a to było bardzo złe! Po miesiącu jednak ogromnym wysiłkiem ponownie awansowałem (dzięki temu, że dobrze się uczyłem i wyciągałem wnioski), udowadniając tym samym, że nie ma rzeczy niemożliwych, a wszystko leży – mimo otaczającego mnie zła, w moich rękach. Wielu kolegów z plutonu podzielało moje opinie, nie byłem więc sam.

Jesienią 1984 roku ówczesny Proboszcz Parafii pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Krotoszynie ks. Prałat Leon Spaleniak martwił się o mnie… Podczas jednej z rozmów powiedział mi: “Jeśli poczujesz, że nie dajesz rady, zrezygnuj“. W podobnym tonie wyrażał się mój Stryj ks. Prałat Krzysztof Nawrocki, kierując w moją stronę wielokrotnie mocne zapytanie znacznie póżniej – m.in. w 1986 i 1989 roku: “Jak sobie radzisz w tym wojsku, co słychać,  jak ci się wiedzie?“… Jakby chciał dodać mi odwagi…

Wiosną 1985 roku wziąłem udział w ćwiczeniach wojskowych w Skwierzynie k. Poznania. Uczelnię w Zegrzu ostatecznie skończyłem w dniu 1 września 1985 roku Promocją Oficerską – chyba ze średnią 4,47.

Potem służyłem w 6 Pomorskim Pułku Łączności w Śremie k. Poznania, gdzie dowodziłem specjalnym plutonem radiowym. Należałem tam do koła tenisa stołowego oraz byłem wokalistą zespołu “Fala”, z  którym wystąpiłem w Jarocinie.  Brałem też udział w polskich manewrach wojskowych na poligonie w Skwierzynie (1986). Byłem trudnym do ujarzmienia żołnierzem, ponieważ nigdy nie dawałem za wygraną i uparcie dążyłem do obranego przez siebie celu. Przekonania moje nie pasowały do obrazu pewnej części ówczesnej kadry dowódczej.  Potem krótko byłem w dowództwie kompanii radiowej R 140. Lubiłem żołnierzy służby zasadniczej. Założyłem nawet dla nich klub wojskowy tenisa stołowego. W chwilach wolnych opiekowałem się dziećmi cioci Marii – córki Stefana Nawrockiego.

W kwietniu 1986 roku w Warszawie zawarłem szczęśliwy do dzisiaj związek małżeński.

W październiku 1986 roku system komunistyczny zaczął powoli upadać. Gospodarka załamała się po raz kolejny. To była kwestia najbliższych 2-3 lat… Ale co nas, Polaków będzie czekało dalej?  Wojsko, w świetle nastrojów ówcześnie panujących,  w coraz większej liczbie oczekiwało na zmiany w kraju i niewątpliwie opinie części jego środowisk miały ogromny wpływ na pokojowe rozwiązanie społecznych konfliktów. Wojsko miało coraz większą świadomość, iż Polskę należy zmienić i odrzucić komunizm.

Następnie – od lutego 1987 roku, po kolejnej prośbie o przeniesienie ze względów rodzinnych, rozpocząłem służbę w 36 SPLT w Warszawie.  Niestety, ponownie m.in. ze względu na moje rodzinne tradycje i osobiste przekonania, byłem regularnie szykanowany i prześladowany przez jednego z nadgorliwych i nadmiernie gorliwych, a raczej jakby niepolskich  oficerów “sztabowych”.  Pozbawił mnie możliwości awansu w 1988 roku, a w 1989 wykreślił mnie z listy do wyróżnienia odznaczeniem. Robił to z pełną premedytacją! Wiedziałem, że to typowa zemsta za ciągłe wstawianie się za żołnierzami, których ewidentnie on sam krzywdził i upokarzał, za emanowanie własnych patriotycznych i rodzinnych poglądów! Nie dałem sobie jednak w “kaszę dmuchać”.

Jeszcze w latach 1987 – 1989 na wielu oficerów wywierano ogromną presję, zaś w opiniach wpisywano nierzadko zafałszowane dane, czasem zmuszając kadrę do podpisywania po części zafałszowanych ocen.
To było bardzo upodlające!  W 1988 roku, podczas jednej z odpraw zasłabłem po nieprawdziwych, pełnych złośliwości słowach, dotyczących mojej rodziny i moich działań.  Pamiętam jak lekarz z ambulatorium, poczciwy kpt. Andrzej Michałczenko oraz zawsze serdeczna i życzliwa pielęgniarka Ela, udzielali mi pomocy medycznej…
Potem już karał mnie nie tylko pozbawieniem awansu, mobbingiem ale ciągłym brakiem zgody na jakiekolwiek podnoszenie kwalifikacji. Chciałem to wszystko przetrwać, by móc kontynuować to, co rozpocząłem w sercu dla Ojczyzny…Czułem się tym prześladowaniem coraz bardziej zmęczony ale nigdy nie pokonany!

W końcu 1987 roku zafascynował mnie ruch młodzieżowy Pomarańczowa Alternatywa. Był to tzw. cichy protest przeciwko komunizmowi w Polsce. Od tej pory nie kupowałem w środy prasy i czasem ubierałem się na pomarańczowo. W 1988 roku, podczas wakacji spędzonych w Międzyzdrojach – w wojskowym ośrodku wypoczynkowym, ubrałem się na pomarańczowo podczas meczu finałowego ME w piłce nożnej Holandia – ZSRR. Prawie wszyscy starzy wojskowi kibicowali oczywiście ZSRR, ale ja zaciekle kibicowałem z żoną Holandii, oczywiście w barwach pomarańczowych. Wywołaliśmy konsternację, tym bardziej, że Holandia dosyć pewnie wygrała! Miałem wtedy z żoną powody do wielkiej satysfakcji!

W czasie działań Pomarańczowej Alternatywy, wielu młodych żołnierzy pełniło bezwzględnie regulaminowo służby i warty, szczególnie wobec niektórych przełożonych nadgorliwych wobec systemu…W ramach Alternatywy popularne było też malowanie na ścianach i chodnikach czerwonych krasnali. Osobiście jednak tego nie czyniłem, gdyż wolałem akcje np. w ramach wysyłania mnie do fryzjera, kiedy to przez zrobienie “trwałej”, włosy wydawały się dłuższe niż przed pójściem do fryzjera, ale przecież nie mógł ukarać mnie za niewykonanie rozkazu, bo przecież u fryzjera byłem…Takich akcji “wychowawczych” wobec “moskiewskiego oficera” i jemu podobnych, prowadziłem więcej, ale to już zupełnie inna historia…Dziwne było to, że przełożony stoi i przez telefon mówi na baczność po rosyjsku, a nie po polsku w swojej Ojczyźnie…

Szkolenia z żołnierzami nt. “tradycji oręża polskiego” – jako ich instruktor, zaczynałem zazwyczaj od słów: “A czy wy wiecie…” To niestety kosztowało mnie sporo nerwów i kolejne kary. W trakcie szkoleń robiłem czasem “minutę ciszy” na zastanowienie się nad odpowiedzią na zadane przeze mnie pytanie…Szkolenia przeradzały się wtedy
w szczerą, żywą, wolną, polską dyskusję. Od żołnierzy również dowiadywałem się wielu bezcennych informacji, związanych z historią Polski, bo przecież w samym wojsku była ona wciąż zakłamywana. W tym czasie niewiele było literatury opartej na prawdzie. Lubiłem żołnierzy. Działania związane z wyszkoleniem wojskowym traktowałem bardziej poważnie i patriotycznie niż “inni” i za to nagminnie “moskiewski przełożony” karał mnie częstymi wizytami u fryzjera oraz naganami! 

Nie podobało mi się w tym czasie dzielenie przez niego uroczystości na wojskowe i religijne. Uroczystość powinna być jedna, bez podziałów politycznych! Wszyscy tego chcieli ale nie wszyscy o tym mówili! Przeważnie nakazywał, aby wojsko po obrzędzie ceremonialnym dosłownie “uciekało” z miejsca jego prowadzenia, aby nie spotkać się z księdzem lub kapelanem. Ale co nas nie zniszczy, to nas tylko wzmocni – pomyślałem w sercu i w duchu…  Zatem udawaliśmy z czasem, że nie dotarła do nas odpowiednio wcześniej taka informacja. Wywoływało to absolutną wściekłość i frustrację tych z pewnością nielicznych jakby niepolskich oficerów. Większość oficerów i żołnierzy nie popierała jego pomysłów!

Do niektórych – nieformalnych działań przeciwstawiających się w tym czasie zaliczyć z pewnością trzeba: 

  • założenie nieoficjalnego koła poezji patriotycznej (zbyt  odważne wiersze nie podobały się “niektórym przełożonym” a wzmacniały ducha patriotyzmu narodowego w sercach żołnierzy) – 1987- 1990;
  • akcje porządkowania mogił powstańców styczniowych, żołnierzy września 1939 oraz żołnierzy poległych w wojnie 1920 roku – spoczywających na Powązkach (1987-1994);
  • otwarcie drzwi ewakuacyjnych sali kinowej dla żołnierzy na Okęciu – w czasie niedzielnego przejazdu Papieża JP II – Polaka – w 1987 roku. Zamknięto żołnierzy w kinie, aby nie mogli powitać Papieża Polaka. Wyobrażacie to sobie?
  • wizyty z żołnierzami w Muzeum Wojska Polskiego – z głównym nastawieniem na historię okresu międzywojennego i wojnę 1920 roku (1987 – 1991) – Ta ekspozycja w tych latach była niemal symboliczna;
  • Od 1990 roku spotkania żołnierzy, organizowane w zbiorze katyńskim (nieoficjalne wtedy Muzeum Katyńskie przy ulicy Powsińskiej na Wilanowie);
  • współorganizacja seansów kinowych (dla żołnierzy), które mocno wychwalały kinematografię zachodnią oraz udział polskich żołnierzy w walkach na zachodzie Europy w czasie II wojny światowej (1989-1991);
  • umożliwianie wyjazdów na przepustki żołnierzom w celach religijnych;
  • przymykanie “oka” na powstające nieformalne “grupy dyskusyjne” w pododdziałach, związane z tematami mordu katyńskiego oraz organizacją pamięci o WiN (także w latach 1999 – 2001), słuchanie Radia Wolna Europa 1987 – 1989.  Co trzeba mocno podkreślić to fakt, że wielu oficerów (szczególnie młodych) chętnie współpracowało w tym temacie. Bez tego dzisiaj nie bylibyśmy w Unii E., czy w NATO! Myślę, że większość żołnierzy o tym marzyła!

Na początku 1990 roku, pojawili się w mojej jednostce lotniczej kapelani. Było ich dwóch. Pierwszy wszedł ks. Tadeusz Płoski (późniejszy bp Polowy WP). Powitałem go jako pierwszy! Przywitał się bardzo serdecznie mówiąc mniej więcej tak: “Odtąd będziemy pracowali razem. Na pewno nie będziemy sobie przeszkadzali. Wszyscy jesteśmy wojsku potrzebni”. Jakże wtedy moje serce się ucieszyło…Pomyślałem w duchu…Boże nareszcie!

Jednym z pierwszych pytań ambasady USA, które dotarły do Wojska Polskiego w połowie 1989 roku, było zapytanie o losy żołnierzy amerykańskich zaginionych lub poległych w Wietnamie, jednak w dokumentach
i kronikach pułkowych nie odnalazłem śladów bezpośredniego polskiego udziału w tym konflikcie zbrojnym
oraz materiałów ikonograficznych z tym związanych. Polscy piloci ze “Spec Pułku” latali tam głównie z misją rozjemczą i obserwacyjną w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych.

W latach 1989 -1994 wielokrotnie brałem udział w tzw. lotach szkolnych jako obserwator. Po 1991 roku kilka razy witałem na płycie lotniska posłów i wyższych dowódców wojskowych. Brałem udział w zawodach strzeleckich, uroczystościach wojskowych, spotkaniach górniczo – lotniczych, kursach i szkoleniach (w tym językowych). W 1992 roku byłem wśród organizatorów Światowego Zjazdu Lotników Polskich w Warszawie. Poznałem wtedy pilotów: Stanisława Skalskiego i Witolda Łokuciewskiego, który okazał się moim sąsiadem na Ochocie. Bardzo się polubiliśmy.

15 sierpnia 1990 roku kadra zawodowa, która pozytywnie przeszła weryfikację, powtarzała na Sali Tradycji Pułku, słowa – nareszcie polskiej Roty Przysięgi Wojskowej – kończąc ją prośbą: “Tak mi dopomóż Bóg”.  To było miłe zaskoczenie, że praktycznie wszyscy oficerowie słowa te powtórzyli i to bardzo głośno! Miałem powody do cichej lecz wielkiej satysfakcji.

Tak gdzieś około początku 1991 roku dobitnie zrozumiałem, że zmiany, które nastąpiły w wojsku i Polsce, chyba nie do końca są zakończone. Że jest to prawdopodobnie jeden wielki kamuflaż i żenujące widowisko… Człowiek, który mnie prześladował nagle awansował i objął stanowisko w Departamencie Kadr. To było porażające! Tam mógł zrobić wszystko, włącznie z czyszczeniem własnych akt…Czy to zrobił?  Od końca 1991 roku pracowałem w batalionie zaopatrzenia (kompania samochodowa), a następnie w jego sztabie. 

W 1992 roku ukończyłem zaocznie Uniwersytet Warszawski, a w 1993 Akademię Obrony Narodowej. W 1993 roku awansowałem do stopnia kapitana. Od 1993 roku opracowywałem, wraz z ppłk. T. Krząstkiem, nowy wzór sztandaru oraz projekt tradycji, które jednostka z Okęcia mogłaby przejąć w dziedzictwo. Byłem wielkim zwolennikiem przejęcia tradycji jednostek lotnictwa przedwojennego przez “Spec Pułk” i dalej przez kolejne jednostki w przyszłości (obecnie I Baza Lotnictwa). I to udało się zrealizować w latach 1993-95.

W latach 1994-1995 pracowałem na Centralnym Stanowisku Dowodzenia WLiOP (Obecnie Centrum Operacji Powietrznych). Tam podjąłem się podobnego zadania i także wykonałem projekt sztandaru oraz tradycje do przejęcia przez tę jednostkę lotniczą. Odpowiednik poprzedniego sztabowca był już jednak bardziej zainteresowany prawdziwą historią Polski. To był idealna robota dla mnie. Nareszcie poczułem się w swoim żywiole!

Od połowy 1996 roku byłem już pracownikiem Wojskowej Akademii Technicznej. Pracowałem najpierw w batalionie Wydziału Uzbrojenia i Lotnictwa, a potem w Wydziale jako starszy oficer ds. Oświatowo – Wychowawczych. Byłem też członkiem Rady Wydziału. W 1998 roku awansowano mnie do stopnia majora WP. W latach 1997 – 2002 batalion nasz wspierał Dom Pomocy Społecznej “Kombatant” m.in. w organizacji uroczystości patriotycznych (także z udziałem szkół). Od 1999 roku byłem członkiem komisji m.in. legalizującej odznakę absolwencką WAT. Napisałem też hymn WAT. Od tej pory WAT miał do wyboru dwa hymny. Jacka Cygana i mój.  W latach 1998-2002 podjąłem się studiów doktoranckich z historii wojskowości. Przeszedłem jak burza przez praktyki w Departamencie Wychowania i Promocji Obronności (2000/2001) oraz w Urzędzie ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych (2004), a potem osiadłem na trochę w Oddziale Akademickim (2003-2004).

Niestety brutalna wręcz i robiona bez żadnej logiki, restrukturyzacja Armii w latach 2003 -2004 roku spowodowała, iż w maju 2004 roku – wraz z wieloma – głównie młodymi oficerami, musiałem pożegnać się z wojskiem i przeszedłem do rezerwy, w której jestem do dzisiaj. Był to wysoki pokaz nieprofesjonalizmu ówczesnych władz wojskowych i politycznych w sprawach wojska i bezpieczeństwa naszej Ojczyzny. Od tej rażąco krzywdzącej decyzji później się odwołałem do MON…niestety bez skutku. W ten oto sposób zmniejszano nasza Armię, słabo ją modernizując i jednocześnie mocno osłabiano potencjał militarny naszej Ojczyzny, aż do końca 2015 roku!

 Od 1998 roku jestem honorowym członkiem Związku Oficerów Rezerwy RP. Współpracowałem między innymi z kpt. Witoldem Drwotą, byłym absolwentem Szkoły Kadetów w Rawiczu. Współpracowałem też do 2019 roku ze Stowarzyszeniem Rodzin Katyńskich (od 2012) i ZHP (Zduny) od 2015.  

W latach 2002 – 2003 byłem ławnikiem Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie.

Obecnie, tj. od 2005 roku, pracuję jako inspektor oraz specjalista ds. obronności i bezpieczeństwa w podmiotach leczniczych. W latach 2004-2009 byłem też specjalistą, zajmującym się nadzorem nad aparaturą medyczną i jej stanem technicznym.

Już w połowie 2007 roku profesor dr n. medycznych Bogdan Chazan (Konsultant Krajowy ds. Położnictwa i Ginekologii) wraz z całą dyrekcją Szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie, wystąpił do ówczesnego Ministra Obrony Narodowej (poprzez Komendanta WKU Śródmieście), z wnioskiem o awans do stopnia podpułkownika Wojska Polskiego. Niestety ówczesne władze odrzuciły ten wniosek…jako… niemożliwy do spełnienia…

W 2008 (listopad) opracowałem scenariusz wieloprofilowego ćwiczenia ewakuacji medycznej Szpitala Solec w Warszawie, spowodowanej hipotetyczną katastrofą kolejową. Ćwiczenie przeprowadziłem wspólnie z BPZ oraz JRG 3, 4, 6 i 8. W ćwiczeniu brał aktywny udział także Szpital Praski.

W 2009 roku, wspólnie z prof. Bogdanem Chazanem ze Szpitala Specjalistycznego im. Św. Rodziny w Warszawie i JRG 3, przeprowadziliśmy pierwszą w Polsce próbną ewakuację medyczną Oddziału Neonatologicznego, na bazie której utworzono specjalne procedury bezpieczeństwa, które obowiązują do dzisiaj w wielu szpitalach. W ćwiczeniu brały udział m. in. Szpitale: Centrum Medyczne i Szpital Św. Zofii oraz Szpital Inflancki.

W latach 2009-2010 opracowałem system Zabezpieczenia Medycznego Imprez Masowych tzw. ZMIM 2009 z którego wielu elementów korzysta się do dzisiaj. System był prezentowany w kilku publikacjach naukowych.

W 2010 roku byłem obserwatorem pierwszego ćwiczenia ewakuacji medycznej kibiców spod nowo budowanego Stadionu Narodowego w Warszawie.

W 2011 roku, w porozumieniu ze Szpitalem na Solcu oraz Szpitalem Bielańskim, brałem udział w dużym ćwiczeniu obronnym STOLICA 2011″.

Od 2011 roku do prawie połowy 2015 roku toczyłem batalię z ówczesnym Wojewodą Mazowieckim o usprawnienia w ratownictwie medycznym, obronę Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych przed planami ich ograniczenia przez NFZ (w tym także walka o zwroty za nadwykonania realizowane przez SOR) oraz przekonywałem do zakupu autobusu z przeznaczeniem do szybkiego transportu wielonoszowego pacjentów. Niestety stare nawyki zwyciężyły i urząd ten zlekceważył moje argumenty poprawiające bezpieczeństwo ludności Warszawy.

Wiosną 2012 roku brałem udział jako obserwator, w ćwiczeniu generalnym ewakuacji medycznej przed EURO 2012. Ćwiczenie odbywało się w bezpośrednim sąsiedztwie Stadionu Narodowego w Warszawie.

W 2012 roku zabezpieczałem Strefę Kibica w czasie EURO w Warszawie jako konsultant ds. ewakuacji medycznej. W tym czasie Szpital Solec miał najwięcej przyjęć pacjentów, mimo, iż nie był wyznaczony jako Szpital Referencyjny.

W 2013 roku, wspólnie z prof. Krzysztofem Bieleckim, przyszło mi bronić Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala na Solcu przed całkowitą likwidacją. Wystąpiłem w tym celu przed Radą Dzielnicy Warszawa Śródmieście. Służyłem tam do końca 2022 roku.

NFZ poprzez brak finansowania tego ważnego dla mieszkańców Warszawy oddziału ratowniczego, dążył do szybkiej likwidacji SOR -u (dla własnych celów), w celu utworzenia go w innym, mniej korzystnym miejscu dla mieszkańców Warszawy Śródmieścia .

W tym samym roku 2013 (październik), przeprowadziłem w Szpitalu Solec ćwiczenie “TERCET” 2013, w którym brały udział aż trzy oddziały. 

Rok 2013 i 2014 to początek intensywnych starań o upamiętnienie Przodków, którzy oddali życie za Ojczyznę lub poświęcili jej niemal całe swoje życie.

W połowie 2015 roku wprowadziłem w moich podmiotach leczniczych dodatkowe szkolenia personelu, dotyczące postępowania w przypadku wystąpienia incydentów bombowych oraz terroryzmu.

Od 23 września 2015 roku jestem członkiem Liturgicznej Scholi Dorosłych, chóru na Bemowie.

10 kwietnia 2016 roku wziąłem wraz z przyjaciółmi udział w wielkim Marszu Pamięci w Warszawie (około 120 tys. osób).

W maju 2016 roku udało mi się, wraz z przyjaciółmi z Krotoszyna, upamiętnić wielkiego przodka stryja mjr. Władysława Nawrockiego. Rada Miasta Krotoszyna nadała jego imię jednemu z Rond w Krotoszynie. Podobne starania o upamiętnienie Jego osoby czynię od 2017 roku w Lublińcu, Poznaniu i w Warszawie. 

W 2017 roku wydałem i opublikowałem swój pierwszy tomik literacki pod tytułem “Polska – miłością, kobietą i światłem”. Znalazł się w zbiorach wszystkich największych bibliotek w Polsce oraz w Krotoszynie, Zdunach, Ostrowie Wielkopolskim, Lublińcu, Lesznie k. Warszawy, Ostrowie k. Karwii i na warszawskim Bemowie. Napisałem około 300 wierszy. 22 lutego 2017 roku Minister Obrony Narodowej awansował mnie do stopnia podpułkownika rezerwy WP. W uroczystości tej brali udział przedstawiciele Krotoszyna, rodzina, dziennikarze oraz Senator RP Łukasz Mikołajczyk, koledzy wojskowi i śpiewak operowy Ryszard Gniazdowski.

Od  24 sierpnia 2017 roku  (w dniu urodzin Ludwika Danielaka)  rozpocząłem akcję:  “Mundurek  dla  Harcerza” w Zdunach, która kontynuowana jest co roku.  Akcja ta miała na celu upamiętnienie skautmistrza Ludwika Danielaka s. Walentego, współtwórcy harcerstwa na ziemi zdunowskiej i w powiecie krotoszyńskim. Czynimy starania, aby upamiętniono Ludwika Danielaka ulicą w Ostrowie Wielkopolskim oraz w Zdunach. W Ostrowie jest też ulica powstańca styczniowego Franciszka Nawrockiego (od 2019 roku), a w Konarzewie 8 marca 2024 roku odsłonięto tablicę Jego Pamięci w Konarzewie k. Krotoszyna.

11 listopada 2018 roku wraz z siostrą Lucyną, szwagrem, oraz kolegą Michałem, wziąłem udział w potężnym Marszu dla Niepodległej w Warszawie, dla uczczenia setnej rocznicy Odzyskania przez Polskę Niepodległości (około 300 tys. ludzi).

Od 2016 roku wspieram aktywnie harcerzy, chore zwierzęta, zdolnych muzyków oraz Caritas.

W 2020 roku wspierałem kilka szpitali warszawskich (Solec, Czerniakowski, Wolski, Świętej Rodziny) w przygotowaniu obrony przed tzw. pandemią COVID19. Był to bardzo trudny i dramatyczny okres w dziejach Polski i Warszawy.

We wrześniu 2020 roku wydany przeze mnie zostanie śpiewnik pt. “Polska jest we mnie. Moje pieśni i piosenki”. Napisałem około 38 piosenek i pieśni o tematyce patriotycznej i religijnej. Od 2015 roku rodzina czeka na upamiętnienie harcerza i pocztowca Ludwika Danielaka w Zdunach i w Ostrowie Wlkp., gdzie się urodził. Upamiętniono go już tablicą w Ostrowie Wielkopolskim w dzielnicy Piaski (stanica ZHP) w 2024 roku. W 2022 roku wydałem kolejną książkę pt ” Dziś z uśmiechem idź do dziecka”.

W czasie mojej działalności w latach 2009-2020, przeprowadziłem ponad 1890 szkoleń specjalistycznych 
z zakresu obronności, bezpieczeństwa i ewakuacji medycznej, w 7 podmiotach leczniczych. Szkoliłem także strażaków z JRG 3 w Warszawie. Mam dwoje dorosłych już dzieci i fantastycznego wnuka Franciszka.

 

 

Zobacz film.                            

>>>Oglądaj także…: Awans Majora Krzysztofa Nawrockiego<<<

 

Muzyczny i literacki życiorys

Pochodzę z umuzykalnionej rodziny z Wielkopolski (Krotoszyn). Jestem spokrewniony ze znanym polskim wokalistą muzyki country Andrzejem Cierniewskim. Moja babcia Irena z Domagalskich grała na skrzypcach. Mama Krystyna z Danielaków była chórzystką (śpiewała w altach) wielu krotoszyńskich chórów oraz jednego z najstarszych chórów w Polsce „Harmonia” w Zdunach. Wszystkie moje siostry są śpiewające, a jedna z nich, Lucyna jest zawodowym muzykiem i organistą w Baszkowie. Mój siostrzeniec Bartosz gra na trąbce, także podczas uroczystości kościelnych i patriotycznych.

W latach 1973-1977 uczęszczałem do szkoły muzycznej (SOM) w Krotoszynie w klasie fortepianu. W latach 1981 – 1985 występowałem w wojskowym zespole wokalno instrumentalnym „Telefama”, który w 1985 roku zdobył złoty pierścień w Kołobrzegu.
Po ukończeniu w 1985 roku szkoły oficerskiej w Zegrzu, zostałem członkiem wojskowego zespołu wokalno-instrumentalnego „Fala” w którym pełniłem rolę wokalisty oraz kierownika artystycznego. Z tym zespołem występowałem m.in. w Śremie i Jarocinie. Byłem też członkiem chóru wojskowego, z którym występowałem na festiwalach w Świeradowie Zdroju, Lublinie i Radomiu.

W 1983 roku byłem współzałożycielem Wojskowego Koła Literackiego „Rymy” w Zegrzu k. Warszawy, współpracując m. in. ze znanym polskim poetą Pawłem Soroką. Od 1983 roku napisałem ponad 200 wierszy, ponad 30 aforyzmów, 11 piosenek i 7 pieśni. Namalowałem także 9 obrazów. W latach 1986-1994 byłem członkiem Rady Krajowej Wojskowych Kół Literackich w Warszawie.

Opracowałem 3 Tomiki wierszy, a znalazły się one także w kilku publikowanych almanachach jak np. „Przebudzenie” czy „Ikar”. Oprócz pisania wierszy wyspecjalizowałem się także w ich recytowaniu. Prywatnie uwielbiam taniec. Moją pasją jest genealogia i tenis stołowy.

Od 2015 roku śpiewam w „Scholi” dorosłych (bas). Żona Beata – z zawodu kosmetyczka też jest członkiem chóru (sopran) i to dzięki niej pozostałem na stałe w tej sympatycznej grupie. 

Jak sam twierdzi, śpiew w chórze „Schola” sprawia mu ogromną radość wewnętrzną i pozwala odprężyć się po pracy, która bywa stresująca.

„Poziom chóru jest bardzo wysoki, dyrygenci wymagający, a ja lubię wyzwania. To inspiruje mnie do dalszego uczestnictwa w próbach. Najważniejsze jest jednak to, że muzyka i śpiew pozwalają mi znacząco zbliżyć się do Stwórcy, co sprawia, że życie jest jeszcze piękniejsze!

Fotografia obok wykonana została w Krotoszynie w 1984 roku – gram na pianinie Walentego Danielaka.

z szefem ZOR RP kpt. Drwotą 1998

Fotografia od lewej (góra) uroczystość w DPS Kombatant – w rozmowie z kpt Witoldem Drwotą (1998), po prawej spotkanie w Rzymie z arcybiskupem Sławojem Leszkiem Głodziem (szóste spotkanie – 2013)), po lewej (środek) spotkanie z córką Marszałka Józefa Piłsudskiego – Jadwigą Piłsudską – Jaraczewską w jej warszawskim mieszkaniu (1995), po prawej udział w Marszu Pamięci w Warszawie – 2016 roku.    Na dole dwie fotografie z wielkiego Marszu dla Niepodległej  –   11 listopada 2018 roku.